Nie masz już żony; syna twego matkaWłaśnie na swoje targnęła się życie.
Nieubłagana przystani, Hadesie,Gdzież koniec moich boleści?O! znowu nowe len niesieGodzące w serce mi wieści.W męża, co legł już, wtórym godzisz ciosem,Złowrogim słowami i głosem.Biada! Nieszczęście z nieszczęścia się sączy,Z synem śmierć żonę mi łączy.
Widzieć to możesz, dom stoi otworem.
Złe się jak burza nade mną zerwało,Nie widzę końca mej męce:Syna zmarłego dźwigałem ja w ręce,A teraz żony martwe widzę ciało.O biada! matczynaRozpacz dognała już syna.
Groza mną trzęsie. Przecz mieczem nikt w łonoCiosu mi śmierci nie zada?O, ja nieszczęsny! O, biada mi! biada!W toń nieszczęść sunę spienioną.
Zranionej ciężko nocą zaszły oczyU stóp ołtarza zajękła nad zgonemNiegdyś chwalebnym syna MegareusaI nad Hajmonem, a wreszcie przekleństwaTobie rzuciła ciężkie, dzieciobójcy.
Jakimże ona skończyła sposobem?
W konaniu jeszcze za te wszystkie zgonyNa twoją głowę miotała przekleństwa.
Żelazo w własnej utopiła piersi,Słysząc o syna opłakanym końcu.