NABRAŁABYŚ SIĘ OD NICH PIĘKNEJ MANIJERY. TERAZ TO POKAZAĆ SIĘJEST PRZYNAJMNIEJ KOMU, MAMY PRZECIEŻ UCZCIWE TOWARZYSTWO W DOMU. UWAŻAJ DOBRZE, ZOSIU, JEST TU HRABIA MŁODY, PAN, DOBRZE WYCHOWANY, KREWNY WOJEWODY, PAMIĘTAJ BYĆ MU GRZECZNĄ...
TO ONA!
GDY TADEUSZ OKIEM RZUCA WKOŁO, POSTRZEGA: TELIMENA, SAMOTNA, W MYŚLACH POGRĄŻONA, OTWARTE UTULIŁA DŁONIE, CHOĆ NIE SŁYCHAĆ SZLOCHANIA, ZNAĆ, ŻE WE ŁZACH TONIE.
GŁUPI! CÓŻ ONA WINNA, ŻE SIĘ JA POMYLIŁ!
DAREMNIE BRONIŁO SIĘ SERCE TADEUSZA; ULITOWAŁ SIĘ, UCZUŁ, ŻE GO ŻAL PORUSZA, DŁUGO POGLĄDAŁ NIEMY, UKRYTY ZA DRZEWEM, NA KONIEC WESTCHNĄŁ SAM DO SIEBIE Z GNIEWEM, WIĘC Z WOLNA GŁOWĘ KU NIEJ WYCHYLIŁ ZZA DRZEWA GDY NAGLE TELIMENA ZRYWA SIĘ Z SIEDZENIA I PĘDZI DO STRUMIENIA
WIDAĆ Z JEJ RUCHÓW, W JAKIEJ STRASZNEJ JEST MĘCZARNI; CHWYTA ZA PIERŚ, SZYJĘ, ZA STOPY, KOLANA. SKOCZYŁ TADEUSZ, MYŚLĄC, ŻE JEST POMIESZANA LUB MA WIELKĄ CHOROBĘ. LECZ Z INNEJ PRZYCZYNY POCHODZIŁY TE RUCHY. U BLISKIEJ BRZEZINY BYŁO WIELKIE MROWISKO, OWAD GOSPODARNY SNUŁ SIĘ WKOŁO PO TRAWIE, RUCHAWY I CZARNY; NIE WIEDZIEĆ, CZY Z POTRZEBY, CZY Z UPODOBANIA LUBIŁ SZCZEGÓLNIE ZWIEDZAĆ ŚWIĄTYNIĘ DUMANIA; OD STOŁECZNEGO WZGÓRKA AŻ PO ŻRÓDŁA BRZEGI WYDEPTAŁ DROGĘ, KTÓRĄ WIÓDŁ SWOJE SZEREGI.
TELIMENA MUSIAŁA UCIEKAĆ, OTRZĄSAĆ, NA KONIEC NA MURAWIE USIĄŚĆ I OWAD ŁOWIĆ
NIE MÓGŁ SWEJ POMOCY TADEUSZ ODMÓWIĆ OCZYSZCZAJĄC SUKIENKĘ, AŻ DO NÓG SIĘ ZNIŻYŁ, USTA TRAFEM DO SKRONI TELIMENY ZBLIZYŁ - W TAK PRZYJAZNEJ POSTAWIE O RANNYCH KŁOTNIACH, PRZECIEŻ SIĘ ZGODZILI I NIE WIEDZIEĆ, JAK DŁUGO TRWAŁABY ROZMOWA, GDYBY ICH NIE PRZEBUDZIŁ DZWONEK SOPLICOWA
HASŁO WIECZERZY. PORA WRACAĆ DO DOMU, ZWŁASZCZA ŻE SŁYCHAĆ BYŁO OPODAL TRZASK ŁOMU. MOŻE SZUKAJĄ? RAZEM WRACAĆ NIE WYPADA; WIĘCTELIMENA W PRAWO POD OGRÓD SIĘ SKRADA, A TADEUSZ W LEWO BIEGŁ DO WIELKIEJ DROGI; OBOJE W ODWROCIE MIELI NIECO TRWOGI