Nad siną Świtezią, idą przy świetle księżyca. Ona mu z kosza maliny daje a on jej kwiatki do wianka. Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny, pewnie to jego kochanka.
Jak upiór błądzisz w noc ciemną? Zostań lepiej z tym, kto cię kocha, zostań się, o luba, ze mną! Chateczka moja stąd niedaleka. pośrodku gęstej leszczyny. Jest tam dostatkiem owoców, mleka, jest tam dostatkiem zwierzyny.
Stój, stój, odpowie, hardy młokosie, pomnę, co ojciec rzekł stary; Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie, a w sercu lisie zamiary . Więcej się waszej obłudy boję, niż w zmienne ufam zapłaty. Możebym prośby przyjęła twoje, ale czy będziesz mnie stały?
Dochowaj, strzelcze, to moja rada, bo kto przysięgę naruszy, Ach, biada jemu, za życia biada! I biada jego złej duszy!
Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku, piekielne wzywał potęgi, Klął się przy świętym księżyca blasku,,,Lecz czy dochowa przysięgi?
Idzie nad wodą, błędny krok niesie, błędnymi strzela oczyma. Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie, woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma, pękają tonie, O niesłychane zjawiska! Ponad srebrzyste Świtezi błonie dziewicza piękność wytryska.
Jej twarz, jak róży bladej zawoje, skropione jutrzenki łezką, jako mgła lekka, tak lekkie stroje. Obwiały postać niebieską.
Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody. Po co wokoło Świteziu wody, błądzisz przy świetle księżyca? Po co żałujesz dzikiej wietrznicy, która cię zwabia w te knieje, zawraca głowę, rzuca w tęsknicy i może jeszcze się śmieje? Daj się namówić czułym wyrazem, porzuć wzdychania i żale, do mnie tu, do mnie, tu będziem razem, po wodnym pląsać krysztale.
Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie, strzelec w ziemię patrzy skromnie, dziewica w lekkim zbliża się pędzie. I " do mnie, woła, do mnie!", i na wiatr lotnie rzuciwszy stopy, jak tęcza śmiga w krąg wielki, to znowu siekając wodne zatopy, srebrnemi pryska kropelki. Podbiega strzelec... i staje w brzegu... i chciałby skoczyć i nie chce, wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu, z lekka mu w stopy załechce. I tak go łechce i takk go znęca, tak się w nim serce rozpływa, jak gdy tajemnie ręką młodzieńca ściśnie kochanka wstydliwa. Zapomniał strzelec o swej dziewczynie, przysięgą pogardził świętą, na zgubę oślep bieży w głębinie, nową zwabiony ponętą.
Czy zechcesz, niby jaskółka chybka, Oblicze tylko wód muskać, czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka, cały dzień ze mną się pluskać, a na noc w łożu srebrnej topieli, pod namiotami źwierciadeł, na miękkiej wodnych lilijek bieli, śród boskich usnąć widziadeł.
A gdzie przysięga? Gdzie moja rada? Wszak kto przysięgę naruszy, ach, biada jemu, za życia biada! I biada jego złej duszy! Nie tobie igrać przez srebrne tonie lub nurkiem pluskać w głąb jasną, surowa ziemia ciało pochłonie, oczy twe żwirem zagasną. A dusza przy tym świadomem dzrzewie niech lat doczeka tysiąca, wiecznie piekielnie cierpiąc zarzewie nie ma czym zgasić gorąca.
To mówiąc,dziewka więcej nie czeka, Wieniec włożyła na skronie, i pożegnawszy strzelca z daleka, na zwykłe uchodzi błonie. Próżno się za nią strzelec pomyka, rączym wybiegom nie sprostał, znika jak lekki powiew wietrzyka, a on sam pozostał.
Słyszy to strzelec , błędny krok niesie, błędnymi rzuca oczyma, a wicher szumi po gęstym lesie, woda się burzy i wzdyma. Burzy się, wzdyma i wre aż do dna, kręconym nurtem pochwyca, roztwiera paszczę otchłań podwodna, ginie z młodzieńcem dziewica. Woda się dotąd burzy i pieni, dotąd przy świetle księżyca, snuje się para znikomych cieni, jest to z młodzieńcem dziewica.
Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska, co ją w łudzącym krył blasku. poznaje strzelec dziewczynę z bliska... ach, to dziewczyna spod lasku!