Ludzie uważają mnie za roztargnionego, nieodpowiedzialnego władcę. Ale musicie przyznać, że jestem dobrym dowódcą wojskowym i dobrym strategiem. Odniosłem wiele klęsk, ale też wiele zwycięstw. Pamiętajcie o tym!
W końcu nastąpiła wojna domowa, a następnie zmarła Ludwika, i wtedy wiedziałem, że skończył się mój czas. Abdykowałem 16 września 1668 roku.
W końcu zebrałem sobie tyle sojuszników, ile tylko można było i oddałem królestwo pod opiekę Matki Boskiej Częstochowskiej.
Wszystko byłoby super, gdyby nie jakieś miliard walk, które musiałem stoczyć z Kozakami i Tatarami, a szczególnie z przemiłym kozackim wodzem - panem Chmielnickim.
Do tego zaatakowali nas Szwedzi, więc ostatecznie prowadziliśmy wojnę na trzech frontach - ze Szwecją, Moskwą i Kozakami. Nie mieliśmy żadnych szans walczyć ze wszystkimi, więc trzeba było kombinować.
Powinniśmy zawrzeć sojusz z Moskwą i wyrzucić Szwedów.
W końcu 3 maja 1660 podpisaliśmy ze Szwecją pokój w Oliwie. Przegraliśmy, jednak moja armia w porę zdążyła wycofać się na drugi brzeg Wisły i nie została rozbita.