Zamknijcie drzwi od kaplicyI stańcie dokoła truny;Żadnej lampy, żadnej świécy,W oknach zawieście całuny.Niech księżyca jasność bladaSzczelinami tu nie wpada. Tylko żwawo, tylko śmiało.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,Co to będzie, co to będzie?
Podajcie mi garść kądzieli,Zapalam ją; wy zpośpiechem,Skoro płomyk w górę strzeli,Pędźcie go z lekkim oddechem.O tak, o tak, daléj, daléj,Niech się na powietrzu spali.
Naprzód wy z lekkimi duchy,Coście śród tego padołuCiemnoty i zawieruchy,Nędzy, płaczu i mozołuZabłysnęli i spłonęliJako ta garstka kądzieli.Kto z was wietrznym błądzi szlakiem,W niebieskie nie wzleciał bramy,Tego lekkim, jasnym znakiemPrzyzywamy, zaklinamy.
Nic nam, nic nam nie potrzeba.Prosim gorczycy dwa ziarna;A ta usługa tak marnaStanie za wszystkie odpusty.
Tam nam lepiej niż u mamy.My teraz w raju latamy,A to siostra moja Rózia.Ja to Józio, ja ten samy,Cóż to, mamo, nie znasz Józia?Do mamy lecim, do mamy.
Czego potrzebujesz, duszeczko,Żeby się dostać do niebaCzego potrzebujesz, duszeczko,I owoce, i jagódki.Są tu pączki, ciasta, mleczkoCzyli o przysmaczek słodki,Czy prosisz o chwałę Boga,Żeby się dostać do nieba?,
Aniołku, duszeczko!Czego chciałeś, macie obie.To ziarneczko, to ziarneczko,Teraz z Bogiem idźcie sobie. A kto prośby nie posłucha,W imię Ojca, Syna, Ducha.Widzicie Pański krzyż?Nie chcecie jadła, napoju,Zostawcież nas w pokoju!A kysz, a kysz!