To mówiąc, dziewka więcej nie czeka,Wieniec włożyła na skronie,I pożegnawszy strzelca z daleka,Na zwykłe uchodzi błonie.
Woda się burzy i wzdyma.Burzy się, wzdyma, pękają tonie,O niesłychane zjawiska!Ponad srebrzyste Świtezi błonieDziewicza piękność wytryska.
Po co wokoło Świteziu wodyBłądzisz przy świetle księżyca?Po co żałujesz dzikiej wietrznicy,Która cię zwabia w te knieje,Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy,I może jeszcze się śmieje?
Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,Przysięgą pogardził świętą,Na zgubę oślep bieży w głębinie,Nową zwabiony ponętą.
Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,Błędnemi rzuca oczyma;A wicher szumi po gęstym lesie,Woda się burzy i wzdyma.
A gdzie przysięga? gdzie moja rada?Wszak kto przysięgę naruszy,Ach, biada jemu, za życia biada!I biada jego złej duszy!
Dotąd przy świetle księżycaSnuje się para znikomych cieni:Jest to z młodzieńcem dziewica.Ona po srebrnym pląsa jeziorze,On pod tym jęczy modrzewiem.Któż jest młodzieniec? Strzelcem był w borze.A kto dziewczyna? Ja nie wiem.
Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska,Co ją w łudzącym krył blasku…Poznaje strzelec dziewczynę z bliska…Ach, to dziewczyna spod lasku!